Rozruszniki serca z lat 60. - wewnętrzne i zewnętrzne. Źródło: National Library of Medicine |
Szukano różnych metod, żeby wykryć osłabienie działania baterii - "W jednym z londyńskich szpitali lekarze umieszczali obok pacjenta radio nastawione na odbiór fal średnich: regularne tykanie z głośnika dowodziło, że rozrusznik nadal funkcjonuje." ("Sprawy sercowe", Thomas Morris)
Poszukiwania lepszego źródła energii doprowadziły do przedziwnej innowacji - rozrusznika zasilanego energią jądrową. W całą sprawę zaangażowana była Komisja Energii Atomowej Stanów Zjednoczonych, która chciała popularyzować wykorzystanie atomu w cywilnym świecie; wybudowano więc rozrusznik z plutonem-238 zatopionym w tytanowej kapsułce:
"Pluton w miarę rozpadu wyrzucał cząsteczki alfa, które w zderzeniu ze ścianami kapsułki wytwarzały ciepło, przetwarzane na elektryczność przez element zwany termoparą (tej samej technologii użyto później do zasilania sond kosmicznych Voyager)." ("Sprawy sercowe", Thomas Morris)Pierwszy rozrusznik zasilany plutonem wszczepiono w 1969 roku psu o imieniu Brunhilda (ku czci Wangerowskiej heroiny, która zginęła w płomieniach magicznego ognia - bardzo adekwatnie ;)).
Oto Brunhilda z atomowym rozrusznikiem. Źródło: Wikimedia Commons |
Jako pierwsza w Wielkiej Brytanii z kolei atomowe wspomaganie serca otrzymała Constance Ladell, matka czworga dzieci, o której rozpisywał się wówczas "Evening Standard". Nagłówek artykułu, mówiący o matce z atomowym sercem, zainspirował członków zespołu Pink Floyd i stąd pochodzi tytuł ich longplaya - "Atom Heart Mother". :)
Do 1975 roku wszczepiono około 1400 nuklearnych rozruszników i w żadnym bateria nie zawiodła. Aparaty wytrzymywały dziesiątki lat. Jeden z nich, wszczepiony dwudziestolatce w 1973 roku wciąż działał 34 lata później. Większość urządzeń przeżyło swoich "nosicieli". W 2007 roku 9 urządzeń z plutonem wciąż było używanych przez pacjentów.
Urządzenia były tak skonstruowane, by wytrzymać postrzał i kremację, bo słusznie bano się wydostania się plutonu z baterii. Gdyby ten dostał się do krwiobiegu, zabiłby pacjenta. Kapsułka z substancją radioaktywną miała więc potrójne tytanowe ścianki zdolne przetrwać katastrofę samolotową, a same rozruszniki były ściśle monitorowane.
Pod wieloma względami atomowe rozruszniki okazały się bezpieczniejsze, niż "zwykłe". Gdy przypadkiem jeden z nich trafił w 1998 roku do ognia, przetrwał bez uszczerbku, podczas gdy wybuch baterii rtęciowej z rozrusznika spowodował kiedyś poważną eksplozję w krematorium w Solihull. W 2002 roku badania wykazały, że nawet w połowie brytyjskich krematoriów zdarzały się niebezpieczne incydenty związane z rozrusznikami w spopielanych ciałach (teraz już prawo nakazuje usuwanie urządzeń przed kremacją).
Z plutonowego rozrusznika zrezygnowano jednak, bo był bardzo drogi. Kiedy wynaleziono baterię litowo-jonową w 1972 roku, szybko można było przestać pakować atom w ludzkie serca.
Źródła:
"Sprawy sercowe", Thomas Morris, 2019
UK Reuters 2007
National Library of Medicine
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz